Do tego krótkiego ;-) komentarza (zbyt długiego na twitter) skłoniła mnie rozmowa red. Jacka Żukowskiego z trenerem seniorem, chodzącą historią elbląskiego łyżwiarstwa szybkiego, panem Romanem Rycke (źródło: TRUSO.TV)
W zasadzie to rozumiem zadowolenie pana Rycke z faktu, że po latach "starań" udało się cokolwiek w tej materii w mieście stworzyć. Stając niejako w opozycji do słów zasłużonego szkoleniowca panczenów (kiedyś Olimpii, dziś Orła), przywołuję w pamięci opowieść innego sportowego działacza Elbląga, który twierdził coś zgoła innego. Otóż według opinii tego działacza w Elblągu tor łyżwiarski (z prawdziwego zdarzenia, mrożony) mógł powstać dawno, a nawet bardzo dawno, bo za czasów słusznie minionej komuny: "Były przymiarki, były możliwości, ale tu nie było woli środowiska. Woleli jeździć po świecie, nawet do takiej Ałma Aty, czy Zakopanego, potem na Stegny, a na miejscu do trenowania starczyło, że zimą ślizgali się na basenie czy gdziekolwiek indziej. Takie były czasy". Dodając do tego fakt, że długoletnim (kilka kadencji) szefem PZŁS był elblążanin Kazimierz Kowalczyk, nie chce się wierzyć, że gdyby w Elblągu było faktyczne parcie na tor, to ten tor by nie powstał. W to nie uwierzę.
Koniec końców lobby łyżwiarskie, dość szczupłe w porównaniu np. do piłkarskiego (kojarzę tylko pana Romana i olimpijkę Helenę Pilejczykową) może być usatysfakcjonowane. Czy jednak do końca?
Powszechna jest wiedza, że ten tor NIE NADAJE się do żadnych profesjonalnych zawodów rangi mistrzowskiej w łyżwiarstwie szybkim, bo jest… za krótki 333,33 metry, a nie 400, o czy zresztą w wywiadzie jest mowa. Wsłuchując się w słowa pana Rycke wychodzi również na to, że nie nadaje się również do treningów profesjonalnych panczenistów (no może ponad sprinterami, ale do tego trzeba namówić fińskiego trenera). Powód jest prozaiczny: nie da się przygotowywać do zawodów na zbyt małym torze, inna technika jazdy, ilość kroków, etc. (o tym pan Rycke wspomina). Dlatego zawodnik Orła Elbląg, olimpijczyk z Pjongczang Adrian Wielgat musi trenować za granicą (Inzell). Jednym słowem tor jest, ale o zawodach i treningach profesjonalistów na nim nie ma co myśleć. Może za wyjątkiem dzieci na krótkiej łyżwie. Hmm...
Co dalej mówi pan Rycke? Ano to, że to mu się bardzo podoba, bo uwaga: "Obiekt oceniam obiekt bardzo dobrze, jest piękny, wizualnie ładnie wygląda, kolorowe korty, bardzo dobre oświetlenie". Miał być funkcjonalny tor, a są ładne korty za ponad 5 mln złotych z dobrym oświetleniem. A, że nie można się ścigać? Szczegół. Jest fajno!
To, co mówi pan Rycke dalej, warte jest również odnotowania: "Ekipę, która tam pracuje trzeba wysłać na jakąś praktykę". Pan Rycke już nawet rozmawiał z dyrektorem (Bugajnym?) żeby zobaczyli jak tą rolbą (maszyna do odświeżania lodu - sprawdziłem, bo nie jestem biegły w temacie) pojeździć żeby wiedzieli jak przygotowywać lód, jak to wszystko robić. Tylko żeby pojeździć po lodzie, to najpierw musi być lód. A z tym na torze przy Agrykola raczej słabo.
Inną ważną kwestią, o której pewnie nie wszyscy wiedzą jest fakt, że w Elblągu brakuje trenerów łyżwiarstwa szybkiego, a konkretnie ludzi z odpowiednio udokumentowanymi kwalifikacjami. Tak naprawdę, to tylko pan Roman Rycke (rocznik 1939 - szacun!) ma papiery klasy mistrzowskiej. Są w planach pewne ruchy, padają nazwiska, ale konkretów nie ma. Zapewne jak w większości przypadków problemem są pieniądze. Tym samym Elbląg znów pionierem - środowisko szczupłe, adeptów mało, trenerów - 1, ale zaplecze jest! Takie, że wszyscy mogą zazdrościć.
Trochę szkoda, że redaktor nie pociągnął tematu dalej. Ile miałoby kosztować przystosowanie toru do tego, by spełniał swoją funkcję do jakiej został zbudowany? Dlaczego skoro tor miał być mrożony, to od oficjalnego otwarcia w grudniu 2017 więcej było dni takich, kiedy nie można było się ślizgać, niż takich, kiedy można było w łyżwach wjechać na lód? Na te i podobne pytania odpowiedzi nie padły, bo ich nie zadano. Zamiast tego zawoalowana laurka dla prezydenta. Przypadkiem? Czy może jednak nie? Czy tak jak nad wszystkim co dotyczy sfery sportowej w otoczeniu prezydenta Wróblewskiego czuwa jego prawa ręka w tej materii, eks-panczenista, eks-szef sportu w UM, a obecnie dyrektor prywatnego klubu sportowego utrzymywanego przez Urząd Miejski w Elblągu. Marek Burkhardt w tle, jako moc sprawcza i najskuteczniejszy lobbysta gremium łyżwiarskiego. Tak widzę i tak odbieram ten spicz pana Rycke, z którego wypływa oczekiwanie, że dalej miasto będzie łożyło środki na ten obiekt (przeszkolenie ekipy - wydano 5 mln bez zawarcia tego w kosztach?). Może pójdźmy dalej - należy całość zadaszyć (hala): "bo warunki zmienne, wiatr, tego słońce" (RR) żeby można było wreszcie zimą!!! zamrozić lód. Kabaret. Bardzo drogi, za ponad 5 baniek. Wiele wskazuje, że to jeszcze nie koniec wydatków na ten cel.
W zasadzie to rozumiem zadowolenie pana Rycke z faktu, że po latach "starań" udało się cokolwiek w tej materii w mieście stworzyć. Stając niejako w opozycji do słów zasłużonego szkoleniowca panczenów (kiedyś Olimpii, dziś Orła), przywołuję w pamięci opowieść innego sportowego działacza Elbląga, który twierdził coś zgoła innego. Otóż według opinii tego działacza w Elblągu tor łyżwiarski (z prawdziwego zdarzenia, mrożony) mógł powstać dawno, a nawet bardzo dawno, bo za czasów słusznie minionej komuny: "Były przymiarki, były możliwości, ale tu nie było woli środowiska. Woleli jeździć po świecie, nawet do takiej Ałma Aty, czy Zakopanego, potem na Stegny, a na miejscu do trenowania starczyło, że zimą ślizgali się na basenie czy gdziekolwiek indziej. Takie były czasy". Dodając do tego fakt, że długoletnim (kilka kadencji) szefem PZŁS był elblążanin Kazimierz Kowalczyk, nie chce się wierzyć, że gdyby w Elblągu było faktyczne parcie na tor, to ten tor by nie powstał. W to nie uwierzę.
Koniec końców lobby łyżwiarskie, dość szczupłe w porównaniu np. do piłkarskiego (kojarzę tylko pana Romana i olimpijkę Helenę Pilejczykową) może być usatysfakcjonowane. Czy jednak do końca?
Powszechna jest wiedza, że ten tor NIE NADAJE się do żadnych profesjonalnych zawodów rangi mistrzowskiej w łyżwiarstwie szybkim, bo jest… za krótki 333,33 metry, a nie 400, o czy zresztą w wywiadzie jest mowa. Wsłuchując się w słowa pana Rycke wychodzi również na to, że nie nadaje się również do treningów profesjonalnych panczenistów (no może ponad sprinterami, ale do tego trzeba namówić fińskiego trenera). Powód jest prozaiczny: nie da się przygotowywać do zawodów na zbyt małym torze, inna technika jazdy, ilość kroków, etc. (o tym pan Rycke wspomina). Dlatego zawodnik Orła Elbląg, olimpijczyk z Pjongczang Adrian Wielgat musi trenować za granicą (Inzell). Jednym słowem tor jest, ale o zawodach i treningach profesjonalistów na nim nie ma co myśleć. Może za wyjątkiem dzieci na krótkiej łyżwie. Hmm...
Co dalej mówi pan Rycke? Ano to, że to mu się bardzo podoba, bo uwaga: "Obiekt oceniam obiekt bardzo dobrze, jest piękny, wizualnie ładnie wygląda, kolorowe korty, bardzo dobre oświetlenie". Miał być funkcjonalny tor, a są ładne korty za ponad 5 mln złotych z dobrym oświetleniem. A, że nie można się ścigać? Szczegół. Jest fajno!
To, co mówi pan Rycke dalej, warte jest również odnotowania: "Ekipę, która tam pracuje trzeba wysłać na jakąś praktykę". Pan Rycke już nawet rozmawiał z dyrektorem (Bugajnym?) żeby zobaczyli jak tą rolbą (maszyna do odświeżania lodu - sprawdziłem, bo nie jestem biegły w temacie) pojeździć żeby wiedzieli jak przygotowywać lód, jak to wszystko robić. Tylko żeby pojeździć po lodzie, to najpierw musi być lód. A z tym na torze przy Agrykola raczej słabo.
Inną ważną kwestią, o której pewnie nie wszyscy wiedzą jest fakt, że w Elblągu brakuje trenerów łyżwiarstwa szybkiego, a konkretnie ludzi z odpowiednio udokumentowanymi kwalifikacjami. Tak naprawdę, to tylko pan Roman Rycke (rocznik 1939 - szacun!) ma papiery klasy mistrzowskiej. Są w planach pewne ruchy, padają nazwiska, ale konkretów nie ma. Zapewne jak w większości przypadków problemem są pieniądze. Tym samym Elbląg znów pionierem - środowisko szczupłe, adeptów mało, trenerów - 1, ale zaplecze jest! Takie, że wszyscy mogą zazdrościć.
Trochę szkoda, że redaktor nie pociągnął tematu dalej. Ile miałoby kosztować przystosowanie toru do tego, by spełniał swoją funkcję do jakiej został zbudowany? Dlaczego skoro tor miał być mrożony, to od oficjalnego otwarcia w grudniu 2017 więcej było dni takich, kiedy nie można było się ślizgać, niż takich, kiedy można było w łyżwach wjechać na lód? Na te i podobne pytania odpowiedzi nie padły, bo ich nie zadano. Zamiast tego zawoalowana laurka dla prezydenta. Przypadkiem? Czy może jednak nie? Czy tak jak nad wszystkim co dotyczy sfery sportowej w otoczeniu prezydenta Wróblewskiego czuwa jego prawa ręka w tej materii, eks-panczenista, eks-szef sportu w UM, a obecnie dyrektor prywatnego klubu sportowego utrzymywanego przez Urząd Miejski w Elblągu. Marek Burkhardt w tle, jako moc sprawcza i najskuteczniejszy lobbysta gremium łyżwiarskiego. Tak widzę i tak odbieram ten spicz pana Rycke, z którego wypływa oczekiwanie, że dalej miasto będzie łożyło środki na ten obiekt (przeszkolenie ekipy - wydano 5 mln bez zawarcia tego w kosztach?). Może pójdźmy dalej - należy całość zadaszyć (hala): "bo warunki zmienne, wiatr, tego słońce" (RR) żeby można było wreszcie zimą!!! zamrozić lód. Kabaret. Bardzo drogi, za ponad 5 baniek. Wiele wskazuje, że to jeszcze nie koniec wydatków na ten cel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj kulturalnie. Dziękuję :-)