Liga rozpoczęła się nawet nieźle, bo od wyjazdowego remisu. Słychać było nawet głosy, że ten remis pozostawił niedosyt, bo Olimpia mogła Wisłę ograć. Co więc powiedzieć po tym, co zawodnicy zarabiający pieniądze w Olimpii zaprezentowali przeciw Arce? Wstyd, hańba, żenada, upokorzenie? Tylko takie słowa cisną się na usta. Ale nawet najmocniejsze określenia nie są w stanie oddać tego, co po takim meczu czuje kibic. Po meczu, w którym zawodnicy przeszli właśnie obok tego meczu. Żaden z nich, naprawdę żaden nie wyróżnił się na plus. A największe zażenowanie budzi u mnie postawa pana Szamotulskiego. Przypomina mi się niejaki Siewierski (starsi kibice na pewno pamiętają to nazwisko i tę postać, ale o tym później). W niedzielę wstałem ze strasznym kacem i to nie był kac po piciu.
Szydercy, ci którzy Olimpii źle życzą, albo jest im ona co najmniej obojętna, jeszcze w trakcie meczu celnie zauważali, że klub chociaż zaoszczędzi na pralni i w tych samych gaciach grajki mogą jechać do Bytomia, bo przecież nie ma na nich śladu ani błota, ani potu, ani krwi (cytuję z pamięci, zasłyszane na trybunie prostej). Przykra uwaga, ale daje dużo do myślenia. Nikt z tych, którzy wybiegli na plac nie wrył się w pamięć swoją walką i zaangażowaniem. Arka nie zagrała czegoś nadzwyczajnego, przyjechała jak po swoje i zrobiła z Olimpią co chciała. Zjedli nas, przeżuli, przemielili i wysrali. To kolejny pomeczowy cytat z A8. Boli jak cholera. Temat Siewierskiego - dla młodszych trzeba przypomnieć tę mało chwalebną (jeśli brać pod uwagę okres gry dla Olimpii, bo w Stali Mielec odbiór tego zawodnika jest zapewne zgoła odmienny) postać. Otóż Siewierski pojawił się w Elblągu po awansie w 1976 roku, jako jeden z członów armii zaciężnej sprowadzonej przez pana trenera Łazarka. No i od pierwszego meczu ten bramkarz (bo grał na tej właśnie newralgicznej pozycji) robił wszystko, by kibice z Elbląga bardzo źle go wspominali. Olimpia na zapleczu ekstraklasy zabawiła zaledwie rok. Panowie pobawili się (bo nie grali), zarobili parę złotych (pobieranych pewnie nie tylko z kasy Olimpii) i spuścili ekipę z hukiem do 3 ligi. W zasadzie wszyscy popędzili w świat szukać kolejnych frajerów, a sygnał do emigracji dał oczywiście nie nikt inny, jak "Baryła". Dziś, po meczu z Arką, przeżywam jakby dejavu. Halo, halo, ja już gdzieś to widziałem... Jak bowiem tłumaczyć fakt, że sprowadzony do Olimpii "wariat" bramkarski w sparingach gra jak z nut, jest ostoją defensywy i najpewniejszym jej punktem, a za chwilę w meczach ligowych gra jak junior. Daje ciała w Płocku (tu kolegom udało się jeszcze odrobić), a następnie przeciw Arce daje popis indolencji i zachowuje się na boisku, jak człowiek niespełna rozumu. A ta zagrywka pod publiczkę z duszeniem arkowca, to miała być przykrywka? Jeśli Olimpii udaje się z niczego strzelić na 1-1, to jak można przy pierwszej akcji stracić kolejnego gola? Wystarczyło walić po autach, przetrwać kwadrans, Gdynia by się z minuty na minutę bardziej gotowała i można by było jeszcze coś więcej urwać. Ale scenarzysta miał inną koncepcję. Pierwszy strzał po wyrównaniu w światło bramki Olimpii i jest 1-2. Do tego bramkę strzela gość, którego nikt w polu karnym nie kryje, a jest przecież stoperem wyróżniającym się wzrostem i wchodzi w szesnastkę na stałe fragmenty. Uderza lekko głową z 11 metra i bramkarz nie łapie prostej piłki, choć stoi w zasadzie na linii jej lotu. Przy trzecim trafieniu Arki nawet nie chce się komentować zachowania bramkarza. Czy w wieku 36 lat Szamotulskiego zjada trema? Nie trzyma ciśnienia. Najwyraźniej tak, ale wtedy nie nadaje się do tej roboty! Chcę wierzyć, że tylko to. Tylko skądś (nie wiem skąd) do głowy przychodzą podłe domysły. A jeszcze w zestawieniu z "nieoficjalnymi" informacjami z szatni, z których wynika, że panowie piłkarze kontestują warsztat trenerski Olega Raduszki i powstała taka mała koalicja przeciw białoruskiemu kołczowi. Na czele rokoszan oczywiście błazen królewski Szamo i "największy profesjonalista w drużynie" Krzysiu Kaczmarczyk. To ten, który przy stałych fragmentach miał się opiekować Mazurkiewiczem (2 gol dla Arki). Przypadek? Może. A może pytanie do Krzysia - gdzie byłeś Krzysiu? Czemu Mazurkiewicz miał 2 dni na oddanie strzału? To wina trenera? Przychodziłeś do Elbląga jako ligowy zawodnik, nienaganna technika, wydolność, itd. I co? Nic. Kompletnie nic. Prócz bramki w Niepołomicach nie pamiętam meczu, w którym zagrałbyś na oczekiwanym poziomie. Nie grasz, bo jesteś słabszy. Proste jak konstrukcja cepa. Ale swoją rolę i aktualną pozycję w zespole trzeba starać się zmienić, pracą i grą, pomocą dla kolegów, a nie smędzeniem. Pamiętasz kiedy zagrałeś prostopadłą piłkę otwierającą drogę do bramki, minąłeś dwóch czy trzech ludzi z korzyścią dla zespołu, do przodu, a nie do tyłu. Granie tylko pod siebie, dla własnej satysfakcji, zabawy z piłeczką może i są efektowne, ale na pewno nie efektywne i nie służą zespołowi. To nie ten poziom ligowy, tak zwalniać grę, to można na podwórku. Kiedy strzeliłeś soczyście z dystansu, chociaż tuż sprzed pola karnego, zmuszając bramkarza do interwencji? Czyż nie tego oczekuje się od pomocnika? Wiesz czemu nigdy nie zagrałeś w lidze (ekstraklasa)? Ja wiem. Jeśli macie w dupie, to w co wszyscy kibice Olimpii jeszcze wierzą, to dajcie sobie spokój dziś. Zdajcie sprzęt i jedźcie do domu. Nie nadajecie się do tej roboty, to zmieńcie branżę. Do końca ligi 12 meczów, 36 punktów do zdobycia. Jeśli Sandecja może wygrać z Pogonią, to Olimpia na pewno potrafi odrobić 9 punktów brakujących do utrzymania. Ale nie może być takich jaj, jakich świadkami byliśmy w sobotę. Nikt nie lubi być dymany w dupę. Piszę to już dziś, żebyście wiedzieli, że na ten teatrzyk nikt się nie nabierze!
Kolezo to co wypisujesz...to jakis dramat,...szkoda gadac.nie znasz ludzi nie wiesz co sie dzieje a gadasz..dramat jakis...Zebys wiedział co sie dzieje w klubie..zreszta szkoda pisac do Ciebie..Trzeba byc lekko chorym zeby tego nie zauważyć..Bo Bialorusini sie kompletnie nie nadaja...a np..taktyka na mecze to głeboka defesnywa,a czego tu bronic...zycze wiekszego zrozumienia i "lepszych okularow"
OdpowiedzUsuń