środa, 30 stycznia 2008

Ciągną za sobą na dno... Dlaczego?

Dziś całkiem przypadkowo, a może i nie ;-), przerzucając strony w sieci wpadłem na artykuł zacnego elbląskiego dziennikarza, onegdaj nadwornego kronikarza miłościwie nam panującego Henryka Słoniny, red. Andrzeja Minkiewicza. I cóż ten artykuł nam obwieszcza? W zasadzie nic nowego. To taki odgrzewany co jakiś czas kotlet, który może być jednak przyczynkiem do pewnej refleksji, którą zdecydowałem się z Wami podzielić. Tekst Mr. Muminka zacytuję w całości, by nie przekręcić żadnego z podanych faktów.

Sztucznie mrożony tor panelowy
O potrzebie budowy sztucznie mrożonego toru do jazdy szybkiej na lodzie mówi się w Elblągu od kilkudziesięciu lat. Być może marzenia kilku pokoleń urealnią się jeszcze w tym roku, a miasto wzbogaci się o taki sezonowy obiekt.
Jeszcze w tym roku w Elblągu może powstać sztucznie mrożony, panelowy tor lodowy. To oryginalne rozwiązanie techniczne polega na ułożeniu i zmontowaniu ciągu paneli z instalacją mrożącą na trwałej nawierzchni. Niezbędne jest bliskie ujęcie wody i energia elektryczna, a w Elblągu te wszystkie warunki są spełnione na torze wrotkarskim przy ul. Agrykola.
Firma montująca tory lodowe wstępnie zadeklarowała przyjazd do Elbląga na pokaz jego użyteczności. Zostanie on zmontowany i przejdzie łyżwiarski test. Jeśli zostanie zaakceptowany, miasto dokona jego zakupu.
Według wstępnych koncepcji, byłby użytkowany w czasie zimy - od listopada do marca i udostępniany nie tylko panczenistom, ale także jako ślizgawka wszystkim elblążanom. Nawierzchnię lodowej tafli czyścić i uzupełniać ubytki mogłaby spalinowa rolba wycofana z lodowiska pod dachem. Tor wrotkarski przy ul. Agrykola jest już oświetlony, a to umożliwi korzystanie ze ślizgawki w długie, zimowe wieczory.
Na wiosnę panelowy tor lodowy, po rozebraniu, byłby przechowywany do kolejnego sezonu, natomiast w lecie w tym samym miejscu, tak jak obecnie, można będzie jeździć na wrotkach.
Elbląskich samorządowców zachęcamy do realizacji tego projektu. Oczywiście tylko wtedy, gdy planowana prezentacja toru zda praktyczny egzamin.
Andrzej Minkiewicz - Telewizja Elbląska


Równie dobrze, mógłby się zacząć ten tekst od sformułowania: "O potrzebie budowy nowoczesnego stadionu piłkarskiego mówi się w Elblągu od kilkudziesięciu lat. Być może marzenia kilku pokoleń urealnią się jeszcze w tym roku, a miasto wzbogaci się o taki obiekt.” To jednak mniej interesuje redaktora, a może nawet w ogóle. Zresztą już się przyzwyczaiłem do tego, że pan ten w swoich tekstach często sam sobie zaprzecza. Niedawno pisał o budowie przy Agrykola kompleksu sportowego (z naciskiem na lekką atletykę i futbol), a teraz wciska tam jeszcze łyżwiarzy... Ale to nie o redaktorze i jego podejściu do zawodu, a o sprawie dużo istotniejszej.

Niestety wydaje się, że jeszcze długi czas będziemy sobie mogli pomarzyć, my kibice piłkarscy. Marzenia zresztą jak wiecie mają w sobie to, że raczej rzadko się spełniają przybierając realne kształty. Tymczasem polityczne (czyt. puste) deklaracje sobie, a życie sobie. Jakiś czas temu miasto ustami swojego wiceprezydenta Artura Zielińskiego wyartykułowało kwestię, mówiącą o tym, że przewidziano pewne środki (mówi się o około 25 milionach złotych) na przebudowę stadionu przy Agrykola (dalsze 6 mln na kompleks przy Skrzydlatej). Jednak póki co są to jedynie słowa, a pieniądze tylko wirtualne. Dodatkowo rajcy i włodarze miejsce obwieścili radośnie wszem i wobec, że będą chcieli, by Elbląg w 2012 roku stał się bazą noclegowo-treningową dla jednej z reprezentacji grającej w Mistrzostwach Europy (zapewne którejś rywalizującej na obiekcie w położonym nieopodal Gdańsku). I jak teraz odbierać tą deklarację, gdy w chwilę potem strzelają sobie samobója – tym mianem określam bowiem lokalizację nieszczęsnego toru łyżwiarskiego w sąsiedztwie stadionu przy Agrykola. Decyzja o usytuowaniu toru w tym, a nie innym miejscu, w sposób jasny i oczywisty przeczy rzekomej chęci goszczenia u siebie piłkarzy nożnych. By było to bowiem realne, w miejscu obecnego stadionu powinien powstać nowoczesny kompleks sportowy o charakterze piłkarskim - minimum dwa pełnowymiarowe boiska do piłki nożnej, w tym jedno sztuczne (najlepiej 3 – główne, trawiaste treningowe, sztuczne), hala sportowa, siłownia, sauna wraz z gabinetami odnowy biologicznej, a może i basen (niekoniecznie olimpijski, ale taki, w którym zawodnicy regenerowaliby się po treningach, powiedzmy trochę większe jacuzzi), no i hotel z prawdziwego zdarzenia, m.in. ze stołówką. Zdecydowanie w tej wymarzonej konfiguracji nie ma miejsca na żadne zimowe fanaberie, tor łyżwiarski w tym miejscu nie jest ani priorytetem, ani warunkiem sine qua none, wręcz przeciwnie - nie jest nikomu potrzebny. To nie mistrzostwa Europy w łyżwiarstwie szybkim, a piłce nożnej, to tak, jakby ktoś z decydentów zapomniał.

Ta garstka trenujących łyżwy w naszym mieście, choćby zgodnie z odwiecznymi prawami natury – silniejszy wypiera i dominuje nad słabszym – powinna poszukać sobie miejsca do treningu, w innym bardziej ustronnym miejscu miasta (osobiście proponuję okolice sztucznego lodowiska, choćby dlatego, by skoncentrować i skumulować bazę, nazwijmy to zimową, w jednym miejscu). To żaden argument, że ten tor tu był i tak ma zostać. Jest dokładnie odwrotnie – tor łyżwiarski w obecnym miejscu stracił swoją rację bytu, czy to się komuś podoba, czy nie. Zresztą o czym my mówimy. Olimpia kiedyś (jakieś pół wieku temu - czasy niezapomnianej Heleny Pilejczyk, a nawet później Erwiny Ryś-Ferens i wielu innych znamienitych panczenistów wywodzących się z Elbląg) była potęgą krajową w łyżwiarstwie szybkim. Dziś to niestety relikt, przeżytek i szczątek dawnej świetności. Trener (dwóch?) i może tuzin trenujących, przy czym każdy, kto zdradzi choć krztę drzemiącego w nim talentu, z mety staje się zawodnikiem innego klubu (zazwyczaj z centrum lub południa Polski – vide Ewelina Przeworska). Te męczarnie i dogorywanie Olimpii łyżwiarskiej wcale nie muszą dokonywać się kosztem innych sekcji, w szczególności piłkarskiej. Niech słabszy nie ciągnie za sobą na dno silniejszego, bo takie rozłożone w czasie obumieranie przyniesie jeden tylko skutek – upadek obydwu. Łyżwy już tego doświadczyły, piłka na szczęście jeszcze nie. A jest to możliwe, gdy lobbujące w mieście kręgi wywodzące się z byłych panczenistów, dalej w swej niezrozumiałej ślepocie i ignorancji będą domagały się utrzymanie obecnego status quo, mając za nic racjonalne argumenty, kierując się wyłącznie własnymi ambicjami i koleżeńskimi układami. Cały swój zapał i upór, który wkładają w utrzymanie obecnego stanu rzeczy, skierować powinni w stronę i na takie tory (nomen omen), które zapewnią dalsze funkcjonowanie, a daj Boże i rozwój elbląskich łyżwiarzy, ale wcale nie musi się to odbywać przy Agrykola. Ba, lepiej (dla wszystkich) będzie, gdy zamiast partykularnych interesów, górę weźmie zdrowy rozsądek i zimna kalkulacja. Naprawdę życzę z całego serca Olimpii łyżwiarskiej rozkwitu, doczekania się takich samych gwiazd jakie miała już w swojej historii, ale bardzo proszę – pójdźcie po rozum do głowy i wynieście się czym prędzej z Agrykola, choćby pod wskazaną wyżej lokalizację. Tam nie dajcie się zwieść półśrodkom (co to jest ten tor panelowy?) i niech miasto pobuduje wam wspaniały, nowoczesny, najlepszy w kraju sztucznie mrożony tor łyżwiarski, na którym trenować będą liczne rzesze adeptów łyżwiarstwa szybkiego i rozgrywane będą zawody najwyższej rangi. To bez wątpienia Elblągowi i Olimpii się należy.

A, to, że stawiana przeze mnie w temacie teza ciągnięcia jednych przez drugich nie jest pozbawiona sensu spróbuję wyjaśnić w prostej spekulacji, która może (oby nie!), ale nie musi stać się przepowiednią najbliższej przyszłości klubu.

Dziś klub Olimpia (mówię o piłce) znajduje się w nienajgorszej kondycji i dzieje się tak pomimo wszelkich przeciwności. Chwała rządzącym i wspierającym. Pewnie, że chciałoby się, by ta kondycja była dużo lepsza, ale nie będzie ona lepsza bez lepszej (3 razy lepszy :-)) bazy treningowej. Bazy, której tak de facto nie ma! Kto choć raz zadał sobie trud i w okresie zimowy zwizytował wszystkie boiska w mieście ten wie, że stan tych boisk jest katastrofalny. Tak jest przy Agrykola, Skrzydlatej, Krakusa i w każdym innym miejscu, w którym znajduje się skrawek ziemi przeznaczony do kopania na nim piłki (oczywiście tylko w cudzysłowie). Zresztą w pozostałych okresach roku nie jest wcale lepiej. Potężna kilkusetosobowa grupa dzieci, młodzieży i pierwszy zespół seniorów nie ma po prostu gdzie trenować, a zaraz nie będą oni mieli gdzie grać. Seniorzy są jeszcze w o tyle lepszej sytuacji, że dzięki super mecenatowi przewoźnika i jednego ze sponsorów PKS Elbląg mają możliwość wyjazdów na treningi na boisku ze sztuczną płytą w... Pasłęku i rozgrywania meczów kontrolnych poza Elblągiem. W 130 tysięcznym mieście takiej możliwości nie ma. Cieszę się, że klubowym działaczom udało się przekonać do współpracy i pomocy rzeczoną firmę, ale po chwili refleksji pytam – co się by mogło stać, gdyby z jakiegoś powodu PKS wycofał się nagle ze wspierania Olimpii? Gdzie trenowaliby piłkarze, skoro same wyjazdy na mecze sparingowe, których przed rundą wiosenną jest 14, to odległość 3 625 km... (na ten dystans składają się wizyty na następujących sztucznych i trawiastych boiskach: Kętrzyn – 6 razy, Gdynia – 2 razy, Gdańsk, Pruszków, Warszawa, Starogard Gdański, Kwidzyn i Braniewo). Dość. Od lat nie można stworzyć przy Agrykola kompleksu choćby dwóch pełnowymiarowych boisk, piłkarze nie mają gdzie trenować, przez co nie osiągają oczekiwanych wyników, klub ma trudności z pozyskaniem graczy na odpowiednim poziomie, którzy dziękują grzecznie za współpracę po zapoznaniu się z "bazą treningową Olimpii" - ostatnim przykładem Krzysztof Butryn, który w ostatniej chwili wybrał ofertę dużo lepiej prezentujących się pod tym względem... Orląt Radzyń Podlaski.

Koło się zamyka, my w najlepszym wypadku stoimy w miejscu, choć mam wrażenie, że jako całość niestety się cofamy. Wstyd. Wstyd, że od tak długiego czasu jedni upierają się przy swoim, pozbawionym racji, zdaniu. Drudzy są na tyle słabi (?), że nie potrafią przeforsować swojej koncepcji i sprawić, by ich racje wzięły górę. A trzeci, ci najważniejsi, bez których zgody niczego w tym mieści zrobić nie można, poddają się wąskiej grupie "zasłużonych" beznadziejnie udając, że tematu nie ma. Wyjścia są dwa – consensus z pożytkiem dla obu stron (piłkarskiej i łyżwiarskiej), które mogłyby wreszcie otrzymać obiekty na miarę ambicji, ale W DWÓCH RÓŻNYCH PUNKTACH MIASTA. Albo też drugie wyjście – w końcu broniąca się rękami i nogami piłka podzieli los łyżwiarskiej siostry, obie na dnie będą taplać się w zaniedbanej do granic możliwości, ale za to "historycznej" kolebce przy Agrykola. Tylko komu to potrzebne? Olimpii na pewno nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj kulturalnie. Dziękuję :-)