Post niżej pisałem coś o torach. Okazało się, że były to bardzo krótkie tory. Żeby się nie okazało, że bocznica. W ostatnią sobotę stało się. Pierwsze baty w lidze i od razu z przytupem, bo z autsajderem. Świt nieprawdopodobnie słaby, ale Olimpia jeszcze słabsza. Dopiero z poniedziałku na wtorek dało radę zebrać się do kupy i napisać kilka słów o sobotniej grotesce. Słów gorzkich, bo i takież same wnioski po obejrzeniu tej szmiry.
Wszyscy wiemy - szczupła kadra, skład wyjściowy można z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć. Ale na Boga niechby tym "pewniakom" chciało się chociaż pobiegać i coś zaimprowizować, a nie człapali w jednostajnym tempie (z kilkoma wyjątkami) po boisku. Mecz można wygrać (najlepiej!), zremisować (nieraz to dobry wynik) lub przegrać (tak się zdarza, wszak to futbol, oby jak najrzadziej). Ale trzeba/wypada zapierdalać przez 90 minut, spróbować się spocić, tym bardziej, że gra się przed własną publicznością (przy najbliższej nadarzającej się okazji poświęcę kilka słów elbląskiej publice, która ewidentnie przystosowała się do ogólnoświatowego trendu i też akurat jest "w kryzysie").
Tymczasem w sobotę, ten kto zdecydował się wybrać na A8 i obejrzeć zmagania "drugoligowców" na żywo, srogo się zawiódł. Takiego markowania piłki nożnej, gry na alibi, bez konceptu, ładu i składu, dawno nie oglądałem. Dno dna i pięć metrów mułu. Chyba niektórym panom "piłkarzom", a może lepiej zawodnikom, by nie obrażać piłkarzy, wydawało się, że trzy punkty wpadną bez zbytniego przemęczania się. Do Elbląga przyjechały przecież ogórki, które zresztą meczem potwierdziły, że w pełni na to dumne miano zasługują, no i te ogórki można było ograć na stojąco. O ile w pierwszej połowie mogło się wydawać, że faktycznie tak będzie, o tyle druga pokazała, że i ogórek może mieć zęby. Jeśli Świt był w sobotę jak ogórek, to Olimpia była zaledwie wodą po ogórkach, zbieraniną podwórkowych grajków, która spotkała się na boisku po raz pierwszy. Nie funkcjonowało kompletnie nic, od beznadziejnego ataku, przez słabiutką pomoc, po bardzo niepewną obronę, która co prawda nie była zmuszona do żadnego wysiłku, ale wtedy gdy miała raz się wykazać, dała ciała po całości. Zmiany nie wniosły nic. Paru zawodnikom przyda się odpoczynek. Wszyscy wiemy o kogo chodzi, bardziej beznadziejnie grać się po prostu nie da. Nawet gdyby mieli grać juniorzy w ich miejsce, to nie byłoby zapewne gorzej. Tradycyjnie za to Olimpia nałapała kartek i z dnia na dzień sytuacja kadrowa staje się jeszcze gorsza.
Miało być najpierw 9, potem 7 punktów w trzech meczach. Skończyło się na zaledwie czterech. Poniżej oczekiwań i poniżej wszelkiej krytyki. A w Płocku Wisła się nie położy, tym bardziej, że gra ostatnio bardzo dobrze.
Do roboty i to jak najszybciej!
Wszyscy wiemy - szczupła kadra, skład wyjściowy można z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć. Ale na Boga niechby tym "pewniakom" chciało się chociaż pobiegać i coś zaimprowizować, a nie człapali w jednostajnym tempie (z kilkoma wyjątkami) po boisku. Mecz można wygrać (najlepiej!), zremisować (nieraz to dobry wynik) lub przegrać (tak się zdarza, wszak to futbol, oby jak najrzadziej). Ale trzeba/wypada zapierdalać przez 90 minut, spróbować się spocić, tym bardziej, że gra się przed własną publicznością (przy najbliższej nadarzającej się okazji poświęcę kilka słów elbląskiej publice, która ewidentnie przystosowała się do ogólnoświatowego trendu i też akurat jest "w kryzysie").
Tymczasem w sobotę, ten kto zdecydował się wybrać na A8 i obejrzeć zmagania "drugoligowców" na żywo, srogo się zawiódł. Takiego markowania piłki nożnej, gry na alibi, bez konceptu, ładu i składu, dawno nie oglądałem. Dno dna i pięć metrów mułu. Chyba niektórym panom "piłkarzom", a może lepiej zawodnikom, by nie obrażać piłkarzy, wydawało się, że trzy punkty wpadną bez zbytniego przemęczania się. Do Elbląga przyjechały przecież ogórki, które zresztą meczem potwierdziły, że w pełni na to dumne miano zasługują, no i te ogórki można było ograć na stojąco. O ile w pierwszej połowie mogło się wydawać, że faktycznie tak będzie, o tyle druga pokazała, że i ogórek może mieć zęby. Jeśli Świt był w sobotę jak ogórek, to Olimpia była zaledwie wodą po ogórkach, zbieraniną podwórkowych grajków, która spotkała się na boisku po raz pierwszy. Nie funkcjonowało kompletnie nic, od beznadziejnego ataku, przez słabiutką pomoc, po bardzo niepewną obronę, która co prawda nie była zmuszona do żadnego wysiłku, ale wtedy gdy miała raz się wykazać, dała ciała po całości. Zmiany nie wniosły nic. Paru zawodnikom przyda się odpoczynek. Wszyscy wiemy o kogo chodzi, bardziej beznadziejnie grać się po prostu nie da. Nawet gdyby mieli grać juniorzy w ich miejsce, to nie byłoby zapewne gorzej. Tradycyjnie za to Olimpia nałapała kartek i z dnia na dzień sytuacja kadrowa staje się jeszcze gorsza.
Miało być najpierw 9, potem 7 punktów w trzech meczach. Skończyło się na zaledwie czterech. Poniżej oczekiwań i poniżej wszelkiej krytyki. A w Płocku Wisła się nie położy, tym bardziej, że gra ostatnio bardzo dobrze.
Do roboty i to jak najszybciej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj kulturalnie. Dziękuję :-)