wtorek, 15 stycznia 2008

Jesień (na szczęście) za nami

Za nami kiepściutka runda w wykonaniu Olimpii. Zespół, który przed sezonem miał włączyć się w walkę o awans do 2 ligi, dopiero dzięki trzem ostatnim meczom uniknął totalnej kompromitacji. Zawiedzeni są piłkarze, działacze i przede wszystkim kibice. Czy jest szansa, byśmy w rundzie rewanżowej zobaczyli zupełnie inną drużynę? Wydaje się, że mimo wszystko tak, ale to temat na kolejną dywagację. Teraz o tym, co było.

Paradoksalnie najlepszą wiadomością dla kibica trzymającego kciuki za Olimpię, jest ta, że już gorzej być chyba nie może (nie mówcie tylko, że może :P). Dopiero w końcówce minionej rundy elbląskim fanom kopanej poprawiły się nieco humory, a trzy kolejne zwycięstwa pozwoliły wlać nieco nadziei i otuchy w ich skołatane serca. Zacznijmy od początku i w dużym uproszczeniu mecz po meczu prześledźmy cztery (sierpień - listopad) piłkarskie miesiące.

Sezon 2007/08 w 3 lidze rozpoczął się dla Olimpii fatalnie, choć przed inauguracją rozgrywek wydawać się mogło, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Pierwszą oznaką tego, że jednak "coś jest nie tak" i powodem do niepokoju powinna być decyzja o wycofaniu drużyny z rozgrywek Pucharu Polski. Tak zarządził ówczesny trener i działacze tego dziwoląga przyklepali. Zwycięzca rywalizacji wojewódzkiej zdezerterował oddając pole bez gry - "by optymalnie przygotować się do ligi, która jest priorytetem" - Zbigniew Kieżun. Ta nieprzemyślana decyzja dodatkowo nadwątliła i tak słabiutką pozycję trenera w Elblągu. Szczwany lis, doświadczony coach popełnił kardynalny błąd otwarcie wstępując na wojenną ścieżkę z kibicami, dodatkowo podsycając otwarty konflikt swoimi niezbyt roztropnymi refleksjami zamieszczanymi w lokalnych mediach. Czas i późniejsze wydarzenia pokazały, jak bardzo pomylił się olsztyński szkoleniowiec, nie doceniając znaczenia i roli kibiców. Kieżun oczywiście spadł na cztery łapy zostając w listopadzie trenerem Unii Janikowo i podpisując tam lukratywny kontrakt. Nic mi do tego, co więcej cieszę się, bo oznacza to ni mniej ni więcej to, że sympatyczny
skądinąd mieszkaniec Dorotowa, znalazł sobie inne (nie związane z bliską mi Olimpią) źródło utrzymania. Naprawdę cieszę się, że nie jest to już nasz problem.

No ale wróćmy do meritum lub jak kto woli przejdźmy do clou tematu.

11 sierpnia: Olimpia - Drwęca 1:2
Pierwszy cios Olimpia otrzymała tak szybko jak to było możliwe, bo już w inauguracyjnej kolejce okazała się słabsza od Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie. Targana rozlicznymi kłopotami natury finansowo-organizacyjnej, sklecona naprędce przez Jerzego Wójcika drużyna okazała się za mocna, dla zespołu, który zdaniem prowadzącego go trenera miał być jednym z teamów nadających ton rozgrywkom. I tak na starcie kompletnie nieprzygotowani piłkarze z Elbląga skompromitowali się przegrywając ze słabiutkim rywalem. Na głowy kibiców wylany został kubeł lodowatej wody. Nie pierwszy i nie ostatni tej paskudnej jesieni. Prawdziwe "wejście z przytupem w sezon" Mr. Kieżuna?

15 sierpnia: Mazowsze Grójec - Olimpia 3:1
Totalne zadufanie w sobie i wiara we własną nieomylność sprawiły, że w drugim meczu sezonu olimpijczyków awaryjnie poprowadził Jerzy Fiłonowicz. Zbigniew Kieżun pod presją oszukanych kibiców przezornie "uciekł w chorobę", pozostawiając na placu boju swojego asystenta i drużynę w kompletnej rozsypce. Olimpia "oczywiście" przegrała, a działacze, którzy wcześniej nie widzieli nic zdrożnego w poczynaniach olsztyńskiego trenera, zostali zmuszeni do natychmiastowego znalezienia jego następcy. Wybór padł na tzw. człowieka spoza tzw. "elbląskiego środowiska/układu" - począwszy od meczu 3. kolejki na ławce trenerskiej Olimpii zasiadł poznaniak Tomasz Wichniarek (kuzyn reprezentacyjnego napastnika Artura).

18 sierpnia: Olimpia - Nadnarwianka Pułtusk 0:0
Pierwsze punkt w sezonie! Hurra. Oczywiście wyczuwacie ten sarkazm? Oto do Elbląga przyjechała chyba najsłabsza ekipa ligi, a mimo to wywiozła jedno oczko. Olimpia nadal grała fatalnie. Nowa miotła jeszcze nie zdążyła "pozamiatać", czemu nie można się dziwić, wszak "Wichniar" zdążył przed meczem poprowadzić jedynie rozruch.

25 sierpnia: Świt Nowy Dwór Mazowiecki - Olimpia 4:1
Nadal fatalna postawa, słaba gra, więc tęgie lanie w Nowym Dworze nikogo nie powinno zaskoczyć. Katastrofalne błędy obrońców. Ta formacja po wzmocnieniach miała być przecież najsilniejszą w zespole... Acha wcześniej z klubu nawiał wynalazek No2 Mr. Kieżuna niejaki Łukasz "Bliźniak" Gikiewicz - "nie mogę wkomponować się do zespołu"- tyle na odchodne raczył powiedzieć brat Rafała. He he ciekawe, że nie widział swojej nieprzydatności przed rozpoczęciem sezonu, a przede wszystkim, przed rejteradą promotora Zbigniewa K. W tym miejscu należy zapytać - jak budowany był ten zespół, co decydowało o tym, że na Agrykola trafiali tacy, a nie inni piłkarze? Groteska i totalny bezplan, to chyba dobre określenia.

1 września: Olimpia - Stal Głowno 2:1
Jeeeest! Pierwsze zwycięstwo w lidze. Ale i tak outsider napędził mnóstwo strachu Olimpii. Na szczęście Sławomirowi Mazurkiewiczowi wyszedł strzał życia i mogliśmy się cieszyć z kompletu punktów. To chyba dzięki tej bramce "Mazur" podpisał z kolei kontrakt życia z... Górnikiem Łęczna. Po rundzie w pośpiechu dał w długą z Elbląga bez sumy odstępnego dla Olimpii. Nie pierwszy i nie ostatni (vide casus Adriana Fedoruka), który "docenił", że elbląski klub podał mu pomocną dłoń, kiedy kisił w piątej lidze (Wisła Tczew). Cóż takie życie. Zaznaczam - nie mam żadnych pretensji, tylko ja na miejscu Mazurkiewicza inaczej bym tą sprawę załatwił. Mizdrzenie do kibiców to jedno, a klasa, to drugie. W każdym bądź razie pożegnałem go bez żalu, bo czymże jest jeden gol (nawet takiej urody jak ten z Głownem) naprzeciw 4-5 przepięknie zawalonych. Tyle o Mazurkiewiczu.

8 września: Wigry Suwałki - Olimpia 2:1
Znów prowadzimy w Suwałkach i nie potrafimy chociażby zremisować. Kolejny raz nie popisuje się obrona, niestety staje się to już taką naszą niechlubną tradycją. Od pogromu chroni Olimpię bramkarz Andrzej Szyszko wychowanek... suwalskich Wigier. Inna sprawa, że przy obu straconych golach mógł zachować się lepiej, ba powinien nie dać ciała, a niestety to właśnie uczynił. Wiem, bo widziałem.

15 września: Olimpia - Sokół Aleksandrów Łódzki 0:0
Piąty punkt w sezonie po baaaardzo bezbarwnym meczu. Sokół, również beniaminek, chyba źle ocenił sytuację przed meczem, wyszedł lekko przestraszony i tylko temu Olimpia może zawdzięczać, że udało się jej zremisować. Bałagan, chaos, niemoc tylko to przychodziło do głowy po tym spotkaniu.

22 września: OKS 1945 Olsztyn - Olimpia 2:1
Po meczu trener Olimpii Tomasz Wichniarek przytomnie zauważył, że do przerwy powinno być 4:0 dla jego podopiecznych, a on spokojnie mógłby sobie pójść na kawę. Niestety grający w tym meczu w barwach ekipy z Elbląga zawodnicy niemiłosiernie partolili i w konsekwencji ulegli przeraźliwie słabemu gospodarzowi. Dziwny to był mecz. Kibice Olimpii, którzy w licznej grupie odwiedzili olsztyński stadion, całą drogę powrotną i kolejny tydzień zachodzili w głowę jak mogliśmy to przegrać. Ja do dziś dnia nie wiem - w jaki sposób Olimpia przegrała i jak tak słaba drużyna jest wiceliderem ligi?

29 września: Olimpia - Dolcan Ząbki 0:2
Operując slangiem piłkarskim Olimpia nie zrobiła w tym meczu sztycha. Dolcan całkowicie obnażył wszystkie słabości olimpijczyków zdobywając przy tym dwie bramki (jedna ładniejsza od drugiej) i w pełni zasłużenie wygrał. Nie widać niestety końca zapaści elbląskiej drużyny na tydzień przed trudnym wyjazdem do Radomia.

7 październik: Radomiak Radom - Olimpia 3:0
Totalna klęska i BEZNADZIEJNA gra. Po meczu ci kibice, którzy mimo wszystko udali się do Radomia specyficznie żartowali, że można było dla zaoszczędzenia paru złotych oddać walkowera. Może i racja. W każdym bądź razie dobrze, że radomianie w drugiej połowie odpuścili, bo byłby pogrom, kto wie, czy nie najwyższa porażka na trzecioligowym szczeblu w historii.

13 październik: Olimpia - Ruch Wysokie Mazowieckie 0:1
Co z tego, że mecz u siebie, skoro przyjechał lider i główny kandydat do awansu. Inna sprawa, że w grze Olimpii wreszcie pojawiła się jakaś myśl, której próżno było szukać choćby w Radomiu. Niestety to było jeszcze zbyt mało, Ruch raz okazał się sprytniejszy i zgarnął pełną pulę. Tuż przed meczem "Gruchnęła" wieść - "Michał G. zażywał narkotyki". Kierownictwo klubu w trybie natychmiastowym dziękuje wynalazkowi No1 Mr. Kieżuna za usługi. Jedno pytanie - dlaczego tak późno?

20 październik: Olimpia - UKS SMS Łódź 0:1
Drugi mecz pod rząd przy Agrykola i... czwarta porażka z kolei. Jeśli wcześniejsze z Ruchem i Radomiakiem można było przy dużej dozie dobrej woli niejako zaplanować i wkalkulować, tak tej z "uczniakami" już zdecydowanie nie. Stadion w Elblągu nie jest żadnym atutem Olimpii, skoro nawet UKS SMS Łódź wywozi trzy punkty.

28 październik: Orzeł Kolno - Olimpia 2:4
No no no wreszcie zwycięstwo. Co z tego, że z czerwoną latarnią ligi. Orzeł przed meczem celował w trzy oczka i pierwszą historyczną wygraną w 3 lidze, bo przecież z kim, jak nie z Olimpią, która przed meczem miała zaledwie trzy punkty więcej na koncie? Olimpia dwa razy prowadziła, gospodarze dwukrotnie doprowadzali do remisu. Mało brakowało, by przy stanie 2:2 nie zdobyli trzeciej bramki. Na całe szczęście swój mecz rundy rozegrał Adrian Fedoruk i trzy punkty zasłużenie pojechały do Elbląga.

3 listopad: Olimpia - Warmia Grajewo 3:1
Olimpia poszła za ciosem :-) Druga victoria w sezonie na własnym boisku. Wreszcie też znamiona postępu, niezłej gry i Warmia w pełni zasłużenie odprawiona z kwitkiem. Gdyby jeszcze Piotrek Trafarski trafiał w 300%-towych sytuacjach. He he ale gdyby trafiał, to bylibyśmy w pierwszej szóstce ligi. Kibice po bardzo długim czasie opuszczali stadion z zadowolonymi minami, a trener Wichniarek zapowiadał - "do Piotrkowa jedziemy po zwycięstwo!!!" O ho ho, to się narobiło.

10 listopad: Concordia Piotrków Trybunalski - Olimpia 1:2
No i kto miał rację?! Trener Olimpii! He he he i bardzo dobrze! Takiego obrotu sprawy raczej mało kto w Elblągu się spodziewał. W ostatnim meczu rundy olimpijczycy pokonali bowiem wicelidera i to na jego boisku! Co jeszcze? A no to, że grano na śniegu, to że Rafał Lepka przestrzelił rzut karny, a także to, że wynalazek No3 Mr. Kieżuna Ernest "do drewutni" Matusewicz dostał czerwoną (niesłuszną) kartkę i całą drugą połowę Olimpia grała w osłabieniu. Dzień konia miał jednak strzelec dwóch goli "Trafar" i licznie przybyła na ten mecz koalicja elbląsko-warszawsko-sosnowiecka w doskonałych humorach udała się do Bełchatowa (mecz GKS Bełchatów - Zagłębie Sosnowiec).

PS. Malutka dygresja, w zasadzie wyjaśnienie, na koniec. Naprawdę nie mam nic do człowieka Zbigniewa Kieżuna, nie znam go nawet. Ale jego "pracę" trenerską w Olimpii chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Niestety nie jest to łatwe. Nie pamiętam trenera, który w tak krótkim czasie zrobiłby takie spustoszenie. Co więcej żądał za to odszkodowania i nosił hardo łeb do samego końca. Dość waść, wstydu oszczędź.
Wszystkich, którym się nie podoba moja opinia odsyłam do pierwszego posta - tu po prostu jest i będzie SUBIEKTYWNIE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj kulturalnie. Dziękuję :-)